Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/198

Ta strona została przepisana.
— 194 —

W tem miejscu Homicz pomyślał:
— Mój Boże! jabym nie był takim. Nie pytałbym o nic, niechby mi tylko pozwoliła patrzeć codzień w swoje przedziwnie piękne oczy.
I westchnął głęboko....
Ona ciągnęła dalej: Równie natrętnym, a może o wiele natrętniejszym jest p. Littlejohn, ten z „Leadera”. Obciąłby bodaj drugie śledztwo na własną rękę przeprowadzić i policyę „pobitować” (umiała już ten polsko-amerykański wyraz). Nieznośny jest!
W tej chwili Szczepan uczuł dla p. Littlejohna jakąś głęboką i ogromną nienawiść.
— A pieniądze?
Z tymi dobrze nie jest.... O odnalezieniu rabusiów, na prawdę, jak ona sądzi, myśleć trudno. Nie należą oni do kategoryi codziennych opryszków. Widocznie ją specyalnie mieli na widoku, popełniając napad.
Nie tyle pieniądze jej chcieli odebrać, ile dokumenta. (Jadwiga mówiła teraz, nie rachując się z wyrazami, a Szczepan czuł, że tym razem dowie się od niej coś bliższego o jej sprawach.) Już ich pewno oddawna tu niema! Świadczy o tem odebranie nazajutrz pieniędzy z przekazów w New Yorku. Zniknęli. Obydwaj są to Polacy. Nie pochodzą zapewne z Cleveland. Nikt ludzi podobnych tu nie znał. Śledzili ją umyślnie. W jaki sposób przecież