Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/206

Ta strona została przepisana.
— 202 —

wysokiej góry, że za załamem tam dalej ukazują się szeregi potężnych pieców koksowych, wznoszą się kupy ogromne węgla, ścielą się ku niebiosom czarne dymy i huczą młoty; że tam istnieje, jeden z najpotężniejszych w tym Stanie, kompleks zakładów przemysłowych.
A jednak tak jest.
U stóp kamienno-węglowej góry huczy stroma, ponura, dymem i węglem zabarwiona rzeka.
Po drugiej stronie skały, wszędzie tu i tam dymy.... Nad brzegiem cały szereg to drewnianych, to murowanych budynków. Kształty ich często dziwne. To jak gdyby olbrzymie ule; to niby ogromne kadzie, ustawione wysoko na palach do góry dnem; to jakieś wieże żelazne; to potworne windy, wiecznie poruszające ogromnemi ramiony, ciągle w ruchu, ciągle szemrzące... Obok kominy wznoszą się długie, wysmukłe formy i ciskają olbrzymiemi dymami w niebiosy. Tu i owdzie szeregi drutów poplątanych przecinają powietrze; rumocą żelazne kosze kolejek napowietrznych; parowce, stojące na ponurej wodzie rzeki, toną w mgłach obcych i własnych dymów — i nabierają węgiel i wodę, jęcząc żałobnemi piskami swych kominów. A tam wysoko w środku tych długich, wysokich szop murowanych, o ponurych, zakopconych oknach — tysiące ogni, tysiące huków, tysiące rąk pracujących.