Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/207

Ta strona została przepisana.
— 203 —

„Excelsior Coke, Iron & Steel Works” — oto nazwa tych kuźni piekielnych.
Wyrabiają tam wszystko: arkady do mostów żelaznych, płyty dla pancerników, szyny stalowe, pługi, armaty, lokomotywy i potężne części potężniejszych jeszcze machin, oskardy żelazne i kotwice dla parowców oceanowych i Bóg wie nie jakie jeszcze stalowe i żelazne potwory. Tu pracuje 10,000 ludzi, na trzy zmiany w ciągu doby. To jest serce olbrzymie, ogniste i dymem zakopcone, które żywi cały organizm, szereg kopalń, dziesiątek osad górniczych, rozrzuconych dokoła, tu i za rzeką. A niechby ruch w tym olbrzymim organizmie zatrzymał się, niech przestaną furkotać wielkie koła machin i spadać na dół potężne młoty — to jednocześnie ustanie dźwięk kilofów w kopalniach, a w osadach górniczych, którym daje jeść, pić i żyć ten kolos, zapanuje nędza i głód.
W osadach mieszkają przeważnie robotnicy, zatrudnieni w olbrzymiej fabryce. Nie byłoby dla nich miejsca tam na czarnych i wiecznie dymiących skałach, u wybrzeża tej, jak gdyby zastygłej w pyle węglowym rzeki. Rozsadzono ich w dolinach, śród drzew, po za lasem zielonym, który obsiadł podnóża węglowych i żelaznych gór. Po stoku góry, do wierzchołka ogniem machin ziejącego, toczą się kolejki linowe. Temi kolejkami rzesza robotnicza trzy razy na dobę wspina się ku górze, do pracy — i trzy razy schodzi spracowana do