Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/210

Ta strona została przepisana.
— 206 —

przedstawił go do nagrody, a główny kierownik techniczny olbrzymich zakładów kazał powołać przed siebie.
Szczepan szedł prawie ze drżeniem przed oblicze tego potentata.
P. Andrew J. Mallory, znakomity przemysłowiec i inżynier, przed którym stanął w jego olbrzymim i wspaniałym gabinecie nasz bohater, była to istotnie postać niezwykła, Mógł mieć lat 50. Figurę miał ogromną, o szerokich barkach i wielkich kończynach, twarz kwadratową prawie, starannie wygoloną; z pod siwych brwi patrzyły rozkazująco oczy stalowe, nieprzebłagane. Była to istotnie potęga. Jednem skinieniem palca mógł on wprawić w ruch lub zatrzymać wszystkie kolosalne części olbrzymich zakładów przemysłowych; skierować wolę i pracę tysięcy ludzi w tym lub innym kierunku; narzucić im takie lub inne warunki pracy; wreszcie dać chleb lub odebrać go tysiącom mężczyzn, kobiet i dzieci, osiadłych tam w dolinach.
Na tle gabinetu, obitego od góry do dołu ciemnym safianem, z olbrzymiemi biurkami, kandelabrami i piramidami ksiąg, potentat przemysłowy wydał się Szczepanowi raczej jakiemś bóstwem kamiennem, aniżeli człowiekiem.
To bóstwo zresztą wyszło wnet ze swej nieruchomości.