Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/223

Ta strona została przepisana.
— 219 —

to i bardzo.... Ale co robić? Czy my ich zmożemy? I jak?
— Ta... ja też nie wiem — odrzekł ostrożny Walenty — Ale przecież sposób na nich być musi! Kupa nas jest tutaj... przeciebyśmy ich, poganów, przemogli! — i patrzał z pod oka na Homicza, którego uważano niejako za należącego do arystokracyi robotniczej i dla tego obawiano się. — Bo to widzita — ciągnął po chwili — jak to jeszcze ja albo wy, to pół biedy.... Nam przy maszynie, a temu paniczowi przy elektryce, to dzieje się niczego. Ale weźcie ino to biedactwo, co się przy piecach smarzy, albo ciężary nosi — oj, oj! na tych to już nasze „bossy” jadą, jak na łysej kobyle. A nędza u nich w domu aż piszczy.... Dzieci kupa, jeść co niema, długów moc. I tu im jeszcze coraz coś obetną,... „Polskie i Hungarskie bydło”, mówią te pogany, „to się nie śmie buntować!”
Zatrzymał się i spoglądał pytająco na Litwina.
— Tak, tak.... — odrzekł trochę zakłopotany Połubajtys — ale co ja wam na to poradzę?
— A no, wyście człowiek uczeńszy od innych, tobyście niejako powinni innym przodować.....
Znów się zatrzymał — i sięgnął do kieszeni.