Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/237

Ta strona została przepisana.
— 233 —

Wszystkich ta wiadomość zainteresowała.
A Połubajtys przy tej sposobności gorąco ucałował czerwieńszego, niż strawberries, buziaka swej ukochanej „pieszczoty”, jak ją nazywał.
Kolącya przeszła dość wesoło.
Po kolacyi Homicz udał się na górę, ażeby przywdziać roboczą odzież. Potem on i Jan, pożegnawszy się z kobietami, wyszli....
Na dworze zapadł już mrok. Dwaj mężczyźni szli obok siebie w milczeniu.
Osada była bardzo kiepsko oświetlona. Kilka wysoko zawieszonych latarń elektrycznych rozlewało błękitnawe światło z góry na domki i krzewy. Lampy wyglądały, jak gdyby wielkie gwiazdy zamglone... Na dole, szczególniej w punktach bardziej oddalonych od lamp elektrycznych, panował półmrok, rozjaśniany tylko światłem w oknach. Opodal czerniała potężna masa lasu, a nad nią unosiła się czerwona łuna od fabryk. Wieczór był piękny, krzewy i trawy wydawały upajającą woń. Mieszkańcy domków, głównie kobiety i dzieci, powychodzili na ganki, usadowili się na schodach i oddychali w milczeniu świeżem powietrzem.... Wyglądali, jak plamy na tle mroku. Wszędzie panowała cisza; tylko z paru domków biło światło i buchał gwar; huczała Muzyka i odzywały się niesforne śpiewy.
Przechodniów prawie nie było.