Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/244

Ta strona została przepisana.
— 240 —

Teraz Szczepan objaśnił pokrótce Litwinowi, w jaki sposób postępować należy, aby ustrzedz Jadwigę od ewentualnego niebezpieczeństwa. Oni obydwaj pracowali w fabryce na zmianę tak, że rzadko razem bywali w domu. Każdy więc powinien dawać specyalną baczność podczas nieobecności drugiego, szczególniej w nocy, kiedy Homicz prawie zawsze był w zajęciu. Jadwigi samej na teraz niema po co alarmować, gdy brak jeszcze faktów stanowczych. Zresztą jutro rano, on, Szczepan, uda się w okolice hotelu i sprawdzi, jak to naprawdę stoi rzecz z tym Kaliskim....
Na tem rzecz wyczerpano.
Godzina nocnej zmiany w fabryce zbliżała się. Szczepan i Połubajtys znajdowali się teraz w pobliżu lasku i stacyi kolejki linowej, przewożącej robotników na górę....
Było tu widniej.
Nieopodal, na skraju lasu wznosiła się jedna z ogromnych lamp elektrycznych, zawieszonych na szczycie pewnego rodzaju ażurowej żelaznej piramidy. Dokoła lampy tańczyły w górze wielkie żółte owady, a błękitne jej światło kładło się po trawie i piasku wielkiemi ruchomemi kołami i wywoływało niezwykłe efekta u góry śród zieleni...
Opodal widniały latarnie stojących na skraju lasu wagoników. Zaczęły już też ukazywać się z różnych stron sylwetki robotników, podążających na nocną zmianę do roboty.