Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/249

Ta strona została przepisana.
— 245 —

trzymanej z pulchnych rączek Mani, dowiedział się od niej, że Jan wrócił wczoraj do domu dość późno i był jakiś markotny.... Rzecz prosta, Szczepan zamilczał o nocnej przygodzie. Natomiast zapytał panny Jadwigi, kiedy myśli udać się do proboszcza, ks. Balińskiego, w wiadomej sprawie. „Choćby zaraz“ była odpowiedź. Szczepan ofiarował się odprowadzić ją — i na to nastąpiła zgoda. Obecnie, pozostawiwszy dziewczę w kościele, sam skierował się w stronę „Papa’s Hotel“.
Stary mulat miał to do siebie, że, że znał każde najmniejsze dziecko w osadzie, każdego był przyjacielem i nawet z każdym potrafił się, pomimo wszelkich trudności językowych — rozmówić. Przyswajał on sobie z łatwością oddzielne wyrazy i zdania z licznych narzeczy, które w tej międzynarodowej, choć tak maleńkiej osadzie, obijały się o jego uszy i tworzył ztąd zabawny zlepek, któremu lingwiści musieliby chyba nadać nazwę „języka Papy.“
Homicza, którego stanowisko w fabryce znał, powitał z ogromnym zapałem.
Nie upłynęło chwili — — i oto Homicz siedział już pod werendą, obok starego mulata.
„Papa“ poczęstował tytuniem. Szczepan odpowiedział propozycyą „eye-openera“. By to specyalny trunek, preparowany z ginu i innych ingredyencyj (podług recepty “Papy“) przez Murzyna, pełniącego w hotelu skombi-