Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/251

Ta strona została przepisana.
— 247 —

— Czy myślą tu dać przedstawienie? — wtrącił Homicz.
Naturalnie!.... To przecież ich byznes. Przybyli z sąsiedniego miasteczka, zbankrutowani zupełnie. Nie mają ani centa przy duszy. “Papa” daje im darmo mieszkanie i życie, a oni mu bawią gości swoim talentem. O! “Papa” sam był kiedyś takim wędrownym ptakiem, to wie, jaka to bywa bieda w podróży — i jest też dla nich litościwy.... Posiedzą tu z parę dni, niech się odżywią i odpoczną, a na zakończenie urządzi im się przedstawienie tam w wielkiej hali w tyle, zarobią kilkanaście dolarów — i pójdą sobie w świat. Chociaż....
— Co niby.... chociaż? — zapytał Szczepan.
Stary mulat uśmiechnął się tajemniczo — i szepnął na ucho Homiczowi:
— Chociaż nie wiadomo, czy Miss Stelli nie pozostanie z nami na zawsze.... Gruby Harald, ten Szwed, maszynista, tak się umizgał do niej już przez dwa wieczory, że tamten drugi, hrabia czy markiz, tylko wąsy sobie gryzł (ma bardzo ładne wąsy).... Ha, ho! z Haraldem niema żartu.... Jak się uweźmie, pojedzie do “skwajera” a bo do pastora — i zaraz będzie ślub.
Szczepan pokiwał głową ze zdziwienia.
Ma się rozumieć, wszystkie te historye starego Mulata mało go zajmowały. Słuchał ich