Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/253

Ta strona została przepisana.
— 249 —

To też przerwał nagle staremu i zaczął mu opisywać dokładnie postać Kaliskiego. Zapytał wreszcie, czy tak nie wygląda jego gość p. Henry B. Smith. Istotnie tak.... Stary był zachwycony.
— To widocznie pański przyjaciel! — wołał.
W tej chwili Homiczowi przyszła do głowy śmiała myśl.
— Zgadłeś pan — odrzekł — I dla tego odwiedziłbym go chętnie, jeśli jest w domu.
Znakomity p. Henry B. Smith był u siebie. Kelner wskazał Szczepanowi drogę — i za chwilę nasz bohater pukał do drzwi najparadniejszego numeru hotelu „Papy“.
— Proszę wejść — odezwano się z wewnątrz.
Szczepan otworzył drzwi. Wnętrze pierwszorzędnego numeru hotelowego nie było wcale wspaniałem — trzeba to przyznać. W głębi na prawo łóżko, lustro między oknami, jakaś starożytna kanapka w rogu; na lewo przy ścianie stolik, który przy dobrej woli można było uważać za biurko, umywalnia i parę krzeseł — oto i całe umeblowanie.
Przy biurku, obrócony tyłem do wchodzącego, siedział w kamizelce tylko, jakiś niewysoki brunet, pochylony nad papierami. Szczepan poznał w nim odrazu swego niegdy towarzysza podróży okrętowej, p. Bolo L. Kaliskiego.