Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/270

Ta strona została przepisana.
— 266 —

nie dziw, że bogatym nie był; przeciwnie nieraz w skromnej plebance nieomal jeść co nie było.
Wchodzącą Jadwigę powitał ks. Ludwik jasnym uśmiechem.
— Witajcież, panieneczko — wołał — a cóż to znowu was do mnie przypędziło? Siadajcie i opowiedzcie. A tymczasem baba mi tu da kawy garnuszek.
Jadwiga siadła i zaczęła opowiadać o najnowszem zdarzeniu, o liście z czekiem na $1000, otrzymanym dnia poprzedniego. Przedstawiała rzecz w ten sposób, że nie uważa za możebne użyć na własne potrzeby i sprawy tych pieniędzy, niewątpliwie ze złego pochodzących źródła; chciała tylko aprobaty kapłana, ażeby, jak mówiła, nie mieć sobie do wyrzucenia, iż nie dość uczyniła dla swej świętej sprawy, nie dość pamiętała o przywróceniu czci nieszczęśliwemu swemu ojcu.
Ksiądz Ludwik znał sprawę Jadwigi.
Powierzyła mu najpierw na spowiedzi niektóre wątpliwości, jakie sumieniem i sercem jej targały; potem ośmielona dobrocią starca, była parękroć u niego w tej skromnej izdebce na plebanii, opowiedziała rzecz całą — i radziła się go w różnych trudnościach.
Starzec słuchał jej i teraz uważnie, a wysłuchawszy, zamyślił się głęboko.