Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/275

Ta strona została przepisana.
— 271 —

Przez owe dni w cichej dolinie, kryjącej w swojej głębi osadę X., życie przyśpieszonem pulsowało tętnem. Na pozór, na zewnątrz, nic się nie zmieniło, — pomimo to wszyscy czuli, że zbliża się jakaś burza.
Obejmowała ona szerszy zakres; szła dalszemi kołami. Czuć już było podziemne jej pomruki.
P. Bolo L. Kaliski alias Henry B. Smith (nie licząc całego półtuzina innych jego nazwisk) zniknął wprawdzie z osady X. tegoż dnia, gdy nastąpiły wypadki w ostatnim rozdziale opisane i więcej się tam nie pokazał sam, ale za to widziano go często to tu, to owdzie w sąsiednich osadach, a stałą kwaterę miał on w jednem z poblizkich większych miasteczek — i ztamtąd przez swych adjutantów kierował akcyą w sąsiednich dolinach. Była to bowiem istotna „akcya”, obliczona na to, ażeby wywołać gwałtowną burzę robotniczą w tej okolicy. Skierowaną ona była przeciwko pięciu lub sześciu zakładom w kiikunastomilowym promieniu.
Naturalnie na pierwszy sztych musiał bybyć wystawione największe i najpotężniejsze „Excelsior Works”.
Jaki był cel robót Kaliskiego? — Wiemy już z własnych słów, otwarcie wypowiedzianych przezeń do pierwszego jego adjutanta, Moskala Iwanowicza. Ci dwaj niewiele mieli po-