Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/285

Ta strona została przepisana.
— 281 —

gi i Połubajtysowej. Musiałby z nią wtedy zamienić choćby konwencyonalnych słów parę, co byłoby mu nadzwyczaj przykrem. W ogóle Szczepana mocno irytowała i niepokoiła obecność Stefki w osadzie X., a szczególniej jej małżeńskie projekta. „Jakże to mówił sam do siebie — mając w New Yorku męża, drugi raz wyjdzie tu za mąż? Popełni dwużeństwo, które przecież jest kryminalnem przestępstwem. Czyż to podobna?!” Choć brały go niekiedy wątpliwości co do przyszłego jej zamążpójścia. Przeczuwał instynktownie, że Stefka pozostała w X. dla niego samego. Szukała z nim widocznie spotkania; gdy ją widział raz czy dwa razy zdaleka, wzywała go literalnie — wzrokiem i uśmiechem.
On za nic w świecie nie chciałby dojść z nią do wyjaśnień.
Sympatya, jeśli jaką dla niej kiedyś żywił, wygasła zupełnie.... Przeszła w pewnego rodzaj u obrzydzenie. Znał on młodą kobietę w Warszawie; była wtedy chórzystką w teatrze ogródkowym. Ona lubiła się bawić wesoło, a on właśnie w tym czasie trwonił swą sukcesyjkę.... Podobała mu się bardzo swą wyzywającą pięknością, — ztąd znajomość. Naturalnie, wesoły i lekkomyślny chłopiec, jakim był w owym czasie Homicz, brał całą tę sprawę z wesołej strony...... Odtąd jednakowoż zmienił się z gruntu. To, co dawniej zdawało mu się wesołem, teraz wyglądało na wstrętne.