Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/288

Ta strona została przepisana.
— 284 —

Wyglądało to, jak gdyby zbrojono fortecę....
Robotnicy, widząc to, mruczeli coś pod nosem — i spoglądali na czarne, zakopcone od dymu gmachy, ze złością.
Wreszcie naczelny dyrektor wyjechał na kilka dni. Był podobno w Philadelphii, New Yorku i Pittsburgu, w których to miastach zamieszkiwali główni akcyonaryusze fabryk. Powrócił jeszcze bardziej milczący i poważny, jak zwykle.
Wkrótce po jego powrocie, zaczęto coraz to wzywać do biura zarządu niektórych z robotników, szczególniej znanych z pilności, stateczności i trzeźwości.... Wracali oni ztamtąd milczący i jak gdyby przerażeni, — a na pytania towarzyszów nie odpowiadali zazwyczaj ani słowa.
Przyszła wreszcie kolej i na Homicza.
Superintendent kazał mu się stawić do głównego ofisu. Wprowadzono go do dużego pokoju, gdzie za kratką siedziało dwóch gentlemanów. Jednego znał. Był to sekretarz osobisty naczelnego dyrektora. Siedział zagłębiony w książkach i papierach. Drugi, nieznajomy, wysoki brunet, w kapeluszu, kołysał się lekko w fotelu bujającym (rockingchair), położywszy nogi na kratce. Gdy Szczepan wszedł, jegomość ten wziął do ręki książkę notatkową i ołówek.