Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/306

Ta strona została przepisana.
— 302 —

Cios był straszny; ugodził ją w samą pierś.
— Ach! — syknęła tylko i pochyliła się, jak tygrysica, gotująca się do skoku.
— Jest on już zawiadomiony o pani tutaj pobycie....
Tego było za dużo.
Stefka wyprostowała się i nagłym ruchem ręki wycięła Szczepanowi — policzek.
— Masz.... — syczała — to dla ciebie... i dla twojej ladacznicy.... twojej kochanki z białego domku.... Masz, nikczemny!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

A jednak p. Andrew J. Mallory przewidział wszystko do najmniejszego szczegółu.
Nazajutrz dopiero, w niedzielę, robotnicy w osadach, otaczających „Excelsior Works”, mieli czas do porozumienia się wzajem. Stało się to zaraz rano, gdy spokój nocy ochłodził trochę głowy. Radzono zresztą bezładnie — i stanowczych uchwał nigdzie nie przyjęto.
Stanęło na tem, że w poniedziałek pośle się do zarządu fabryki delegacye. Co potem będzie? — zobaczy się....
Tej niedzieli w osadzie X. panował nawet względny spokój.
Przyczynił się do tego w pewnej mierze ks. Baliński. Na kazaniu wspomniał on w kilku słowach o sprawie strajkowej, o której wieść doszła i do jego ustronia. Surowo po-