Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/309

Ta strona została przepisana.
— 305 —

Trzeba wypocząć! Upiję się teraz i położę spać. Wstanę dopiero jutro w południe. Good bye!
Pozostali teraz sami tylko Kaliski i Szymek Zawalidroga.
Ten ostatni, trzeba wiedzieć, był nietylko agitatorem; pełnił on również obowiązki specyalnego agenta do osobistych spraw Kaliskiego. Znali się oddawna — i niejedno już łotrowstwo popełnili do spółki.
— No, i cóż? — zapytał Kaliski.
— Ba... nic wielkiego. Wiesz pan, co będzie jutro. U nas to samo, co gdzieindziej.... Co do sprawy z tą gołąbką, jutro także musi być koniec.
— Masz plan szczegółowy?
— Jeszcze nie. Zrozumiejmy najpierw, o co nam idzie.... Ponieważ ta dziewczyna panu zawadza i chce wyrabiać jakieś tam „szopki“, sprzątniemy ją. Czy tak?
Kaliski skrzywił się lekko.
— No tak...... — odrzekł — ale przecież rozumiesz, że.... tego.... nie chciałbym....
— Rozumiem.... i ja tego nie lubię. Rozlewu krwi nie będzie, chyba w ostateczności. Idzie o zwyczajne uprowadzenie. W osadzie X. będzie jutro tyle awantur i hałasu, że chyba wszyscy dyabli spiknęliby się na nas, gdybyśmy tego jakoś nie załatwili.....
— I dokąd ją chcesz uprowadzić?