Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/319

Ta strona została przepisana.
— 315 —

opuści przyjaciół. To byłoby nieszlachetnie.... Zresztą jej pomoc może się bardzo przydać przyjaciółce (mówiąc nawiasem, pani Połubajtys była w stanie, który zdawał się zapowiadać zwiększenie rodziny Połubajtysów!)
Nakoniec zaproponowała, co następuje: Na tę noc grożącą tyloma niepokojami, poproszą o schronienie dla kobiet na plebance u ks. Balińskiego. Zacny staruszek nie odmówi ich prośbie; a kościółek i chałupka przy nim tak leżą na uboczu, że niema obawy, ażeby w razie rozruchu w osadzie, myślał kto zajrzeć aż tam. Jutro rano, po wypadkach w nocy zobaczą dopiero, co robić dalej.
Ta rada podobała się wszystkim. Przyjęto ją.
Szczepan poszedł zaraz do ks. Ludwika — i rozmówił się z nim. Naturalnie, staruszek zgodził się chętnie na wszystko. Oddał kobietom do rozporządzenia na tę noc środkowy pokoik, służący zazwyczaj za szkołę.
Dodał zresztą z pewnem zaambarasowaniem:
— Tylko, jeśli chcą jako tako wypocząć, niechże ze sobą choć poduszczynę jaką przyniosą, bo Bóg widzi, u mnieby nawet i tego nie dostały....
Szczepan ucałował księdza w ramię i uspokoił go, że jakoś to będzie.
Wieczora doczekali w głuchym niepokoju.