Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/33

Ta strona została przepisana.
— 29 —

Józia najdroższa, umierała, to w chwili ostatniej, przed samą śmiercią ocknęła się z nieprzytomności — i do nas dwojga, do mnie i do Stasieczka, czuwających u jej łoża, rzekła.... pamiętam to, jak dziś.... tak rzeka: „Zagadkę mojej śmierci znajdziecie tam, w tamtej kopercie... i zagadkę mojej i mojego dziecka hańby!.... Nie chcę, ażeby o tem kiedykolwiek wiedziało moje dziecko.... moja Jadzia. Spalcie to!” A ręce jej w przedśmiertnej agonii darły koronki kołdry.... Boże, mój Boże, co to była za chwila okropna! Głowa biedaczki pochyliła się na bok; myślałam, że już nie żyje. Lecz ona zdawała się tylko namyślać. Głowę podniosła — i szeptała dalej: „.... Albo nie... nie palcie tego! Przyrzeknijcie mi.... że nigdy tego.... nigdy! nie pokażecie mojej córce.... chyba... chyba... że zkądinąd o tem się dowie.... To może jej posłużyć za broń... za ślad....” Tu szept jej się urwał. Za kilka minut już nie żyła. My, Stasieczek i ja, w obec jej zwłok przysięgliśmy....
Staruszka na chwilę, zmęczona, zatrzymała się.
— I co? i co? — pytała gorączko Jadwiga, która tymczasem upadła na krzesło przy stole i słuchała niecierpliwie bezładnego opowiadania staruszki.
— Nic.... Papiery te z kopertą leżą tam gdzieś, w biurku Stasieczka.... pod pyłem...