Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/330

Ta strona została przepisana.
— 326 —

bębna ginęły jednakowoż w wrzasku ogólnym. Jedni miotali przekleństwa, drudzy wrzeszczeli, trzeci próbowali śpiewać jakieś pieśni.... Dysharmonia była nieopisana.
Upłynęło minut kilkanaście, pochód zbliżał się do domku Połubajtysów.
Na kilkadziesiąt kroków przed tym domkiem Stefka, która także znajdowała się w liczbie kobiet, towarzyszących gromadzie burzycieli, wysunęła się naprzód. Niezwykle, a dziko wyglądała ona z twarzą zaognioną od blasku pochodni, którą niosła, z rozpuszczonemi blond włosami, na które narzuciła tylko jakąś chustkę. Kobieta przysunęła się do idącego na przodzie Haralda — i coś mu przez chwilę szeptała.
Harald słuchał uważnie.
Gdy odeszła, olbrzym zatrzymał się nagle. Odwrócił się przodem do idących za sobą i w ten sposób powstrzymał cały pochód.
Hałas i wrzawa nagle ustały.
— Co? co się stało? — pytali idący wt dalszych szeregach.
— Cicho tam! — wrzasnął stentorowym głosem Harald, a gdy istotnie uciszono się zupełnie, dodał, wskazując swoją chorągwią na biały domek Połubajtysów — tutaj będzie nasza stacya....
Tłum nie rozumiał. Spoglądano na Szweda pytająco; on ciągnął dalej: