Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/343

Ta strona została przepisana.
— 339 —

czej strach nie pozwolił dotrzymać zobowiązania. To nic jeszcze.... Gorszy zawód zrobili dyrekcyi fabryki Wintertończycy (policya prywatna). Agencya pittsburgska słynnego Wintertona telegraficznie zapowiedziała, że o godz. 8ej wieczorem do przystani „Excelsior Works“ przybędą dwa jej parowce z 250ciu uzbrojonymi w Winchesterówki i zaprzysiężonymi ludźmi, gotowymi do „obrony posiadłości fabryki”.
Tymczasem zbliżała się godzina lita, a o Wintertończykach nie było ani słychu.
To też mieli się czem niepokoić p. Andre w J. Mallory i szeryf, którzy z wierzchołka pewnego rodzaju obserwatoryum, znajdującego się na wierzchoł ku granitowego domu administracyi fabryk, kierować mieli obroną.
To obserwatoryum było punktem dobrze obranym.
Kamienny, ogromny gmach administracji, stał na pagórku i był wyższym po nad inne fabryczne budowle. Wznosił się on prawie w środku innych zabudowali, z bezpośrednim dostępem do rzeki — i sam w sobie niejako stanowił fortecę. Uwieńczony był rodzajem kopułki czy też wieżyczki, na której z rozporządzenia naczelnego dyrektora, zaledwo przed dwoma tygodniami założono potężne słońce elektryczne (search light).
Drugie podobne światło paliło się na wierzchołku budynku elektryczności.