Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/364

Ta strona została przepisana.
— 360 —

którą dreszcz przechodził go od stóp do głów... ale odpędzał ją.
— To niepodobna — mówił sam do siebie.
I teraz o tem myślał, wchodząc do zakładu elektrycznego. Ale gdy już raz wziął się do roboty, nie było czasu na rozmyślanie o rzeczach postronnych. Praca nie czekała. Dziś Szczepan musiał robić za trzech. Czas tedy płynął mu szybko.... Nic niezwykłego z początku nie zwracało jego uwagi. Pracował on na dole — i na chwilę nawet nie mógł wy biedź na górę, ażeby rzucić okiem z szklanego pokoiku, mieszczącego przyrządy do słońca elektrycznego, na okolicę....
Dopiero około wpół do jedenastej widok nieba, rumieniącego się zorzą łuny, zwrócił uwagę Szczepana. Serce zaczęło mi bić niespokojnie.
— Co się tam dzieje? gdzie pożar? — pytał z trwogą.
Twarze innych jego towarzyszy chmurzysię tak samo, jak i jego twarz.... Niepokój i ich napastował. Milczeli jednak.... Niepokój ten zresztą wzrastał coraz więcej w miarę, jak z zewnątrz zaczynała dochodzić to oddalona wrzawa tłumu, to wreszcie pierwsze odgłosy karabinowe.
— Strzelają! — rzekł jeden z młodszych.
Ale nikt mu nie odpowiedział.... Sam superintendent wydziału elektryczności nadzo-