Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/368

Ta strona została przepisana.
— 364 —

Ale on, Szczepan na to nie pozwoli.
Stanął zdecydowany przed dyrektorem tak, ażeby mu zagrodzić drogę do przyrządu elektrycznego — i rzekł surowo, podnosząc głowę:
— Gdzie są te lampy, które mają być zapalone?
Mallory podniósł nań wzrok zdziwiony.
Nie sądził, ażeby ktoś mógł odgadnąć jego plan; nie zdawało mu się możebnem, ażeby ktokolwiek jego zamiarom mógł stanąć w drodze. To był jego własny pomysł, wykonanie zaś zwierzył najwierniejszemu i najzaufańszemu ze swych podwładnych; nikt inny o tem nie wiedział. Czegóż więc chce ten chłopak? Czemu staje w drodze temu, co się spełnić musi? Czy oszalał?....
Ale nie szaleństwo patrzyło z oczu Homicza, tylko stanowczość.
— Gdzie lampy? — pytał tonem oskarżyciela.
A Mallory’ego ogarniał gniew potężny.
— Nie twoja rzecz, najemniku — rzekł wreszcie, tłumiąc wściekłość — Nie chcesz słuchać, co każę?.... idź precz. Obejdę się bez ciebie.
I silną ręką chciał usunąć z przed siebie Homicza. Ale ten ani myślał ustąpić. Rękę Mallory’ego przytrzymał w swej dłoni — i mó-