Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/376

Ta strona została przepisana.
— 372 —

otaczało w tej chwili kilkadziesiąt osób. Mrok rozświetlały pochodnie, zatknięte w ziemi lub na drzewach.... Ludzie ci, a byli to zarówno mężczyźni jak i kobiety — siedzieli na ziemi, stali lub klęczeli.... Słychać pomiędzy nimi cichy szmer rozmów, a tu i owdzie odzywały się głośne szlochania. Drzwi, prowadzące do pierwszej komnatki, służącej za mieszkanie ks. Ludwika, były na rozcież otwarte; z głębi pokoiku odbijał się blask gromnic.
Przed dziesięciu minutami oddał Bogu szlachetnego swego ducha zacny kapłan — męczennik.
Dwie kule, które otrzymał w pierś, nie przecięły odrazu pasma jego dni.... Gdy upadł, żył jeszcze.
Trudno wyobrazić sobie straszną grozę owej chwili, gdy spełnioną została — zbrodnia.
Widok padającego na twarz starca, widok Krzyża św., który, wypuszczony z jego dłoni, z brzękiem uderzył o kamienie dróżki, przeraził nawet najzatwardzialszych. Reakcya dokonała się w jednej chwili. Postrach okropny padł na tych, z grona których padły strzały... Rzucili się, jak stado wilków spłoszonych, w bok, w gąszcza — i tylko słychać było tętent ich stóp po stokach wzgórza.
Nikt zresztą ich nie ścigał.
Reszta stała lub klęczała, jak gdyby w kamień obrócona. Po szaleństwie przychodzi-