Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/381

Ta strona została przepisana.
— 377 —

biegać wciąż musiała do cierpiącej mocno Połubajtysowej. Szczęściem, przybyła jej niezadługo niespodziewana pomoc. Ktoś miał dobrą myśl, ażeby poskoczyć do osady X. — i przyprowadzić „Papę“ Cummingsa, starego Mulata, który obok zajęcia hotelisty, bawił się też niekiedy i w leczenie ludzi.... Miał u siebie różne krople — i znał się na chorobach.
Od ukąszenia węży leczył znakomicie.
Przybył on w pośpiechu, ze skórzanym workiem ręcznym, w którym mieściła się jego podręczna apteczka, mocno wzruszony. Od wzruszenia i pośpiechu aż się trząsł... Ponownie obejrzał rany, opatrunek poprawił — i dał się napić rannemu jakiegoś płynu z jednej z przyniesionych ze sobą flaszeczek.
Kręcił mocno głową — i wreszcie, zbliżywszy się do Jadwigi, szeptem rzekł:
— I pół godziny nie przeżyje.... ale będzie jeszcze przytomny.
I istotnie oczy rannego otworzyły się.... Ze zdumieniem oglądał się po obecnych i izdebce; ze zdumieniem patrzył na kupę ludzi, fantastycznie oświetloną na zewnątrz, a tłoczącą się w drzwi otwarte. Znów zamknęły się te biedne oczy na chwilę. Widocznie duch walczył z niemocą fizyczną.... Wreszcie zwyciężył. Pamięć wypadków, przecięta kulą zbrodniarza, wróciła. Myśl się rozjaśniła i skupiła na nowo.