Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/384

Ta strona została przepisana.
— 380 —

Chrześcijan wieków pierwszych wyznawał; o zmiłowanie dla duszy swej.... dla bliźnich.... dla ludzkości całej.
Wyrazy jego były coraz cichsze, coraz niewyraźniejsze, twarz coraz bledsza....
Cienie śmierci kładły się na czole starca, jak chmury na niebie, a ludowi, zgromadzonemu przy jego łożu, żałość nie do opisania rwała serca na widok męczennika, który odchodził w świat lepszy.
Zamilkł na chwilę.... Naraz uniósł się trochę na posłaniu, ciężką ręką krzyż nakreślił w powietrzu, zawołał głosem silnym i doniosłym:
— Panie! Zbaw lud ten..... zbaw Polskę!
I upadł.
Już nie żył.... Twarz starca blada, niewielka, pomarszczona, spoczęła na bieli poduszki, w spokoju i majestacie ogromnym. Oczy roztwarte w niebo patrzeć się zdawały. Od tej głowy trupiej jasność niemal biła.
Zrozumiał wreszcie lud: on umarł.
I ryknął lud głośnym płaczem, dotąd wysiłkami woli tamowanym. I zakołysał się, chyląc głowy do ziemi.... i poczuł żal.... i wdzięczność — i innych uczuć moc.
Jadwiga płakała razem z innymi.
Łzy popłynęły jej całą falą, nietamowane. Klęczała u zwłok — i modliła się bez słów o spokój dla tej duszy czystej, jak kryształ.