Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/386

Ta strona została przepisana.
— 382 —

Znów mimowolny dreszcz przeszedł Mulatowi przez plecy. Zamilkł — i widocznie coś sobie rozważał.
Tymczasem łkania i płacze milkły powoli. Łez już brakło. Lud klęczał tylko w odrętwieniu i modlił się.... Niektórzy wstawali i wychodzili na świeże powietrze. Inni tłoczyli się na ich miejsce, aby się przyjrzeć zastygłym w ostatnim śnie rysom starca.
Otóż w chwili, gdy zapanowała względna cisza, z sąsiedniej izdebki, gdzie znajdowała się Połubajtysowa, rozległo się głośne, krzykliwe kwilenie niemowlęcia.
Było to pierworodne dziecię Połubajtysów.
Przyszło ono na świat w chwili tak pełnej tragizmu, a jego głos pierwszy połączył się niemal z echem ostatniego westchnienia konającego kapłana. Aniołowie zgonu i narodzin spotkali się ze sobą w drodze.
W tej właśnie chwili, pełnej podwójnego tragizmu, stanęli w obec plebanii, przybywający z „Excelsior Works” Homicz i Połubajtys.
Zdziwienie ich było wielkie....
Zrozumieli, iż stało się coś niezwykłego. Co? oto pytanie, które sprawiło, że serca obu zabiły gwałtownie. Nie namyślali się zresztą ani chwili. Jeśli jakiekolwiek niebezpieczeństwo grozi ich najukochańszym — tem gorzej! i oni tam być powinni.