Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/404

Ta strona została przepisana.
— 400 —

O ile się zdaje, uderzył głową o skałę; szczęściem skałę tę pokrywał mech, a uderzenie było lekkie. Zresztą siła żywotna nie było lekkie. i podniecenie woli u młodego chłopca były tak silne, że wnet powróciła mu przytomność. Przez jednę sekundę oglądał się dokoła, jak gdyby nie wiedząc, gdzie jest i co czyni; ale świadomość wnet powróciła.
Już wiedział, co robić....
O parę kroków od niego spoczywała, jak gdyby we śnie głębokim, blada, oświetlona krwawą łuną, dziewicza postać Jadwigi... Suknia jej była podarta; na czole sączył się wąziutki, czerwony pask krwi. Czy żyje? — zapytał sam siebie Homicz i tchu mu zbrakło. Dźwignął się z trudem z krzaków, znalazł grunt twardy pod nogami — i wzdłuż ściany kamiennej posunął się ku Jadwidze.
Pochylił się nad nią — i słuchał.
Była ciągle zemdloną, na ustach miała coś w rodzaju knebla, chustkę dużą, mocno zawiązaną.... Szczepan zerwał ten knebel.... I okrzyk tryumfu wyrwał mu się z piersi. Żyła — oddychała!
Teraz trzeba ją było najpierw ocucić.... przenieść gdzieindziej.... Dokąd? W jaki sposób?
Szczepan rozejrzał się dokoła. O kilka kroków dalej spostrzegł, iż występ skały, na którym się znajdowali, kończył się łagodnym