Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/415

Ta strona została przepisana.
— 411 —

Pan Bóg każę mi się przyczynić do jej pomszczenia i ukarania. A jednak pozostała ona nieukaraną.
Gdybym me opuścił wtenczas, natychmiast po owym strasznym dniu, po owym dniu krwi i pożogi, okolic „Excelsior Works“, byłoby wszystko inaczej.
Ale nie mogłem, nie mogłem...
Po tem, co ona mi powiedziała tam na dnie parowu, po jej rozkazie tak stanowczym, tak decydującym, nie mogłem tam dłużej pozostawać. O świcie przekradłem się do plebanki, zabrałem mój mały pakunek, ucałowałem pocziwego Janka Połubajtysa, wziąłem w rękę kij — i powędrowałem w świat. Nie zachodziłem nawet do naszego białego domku: wiedziałem, że tylko zgliszcza tam zastanę.... zupełnie tak, jak w sercu mojem.
Jak szedłem? długo szedłem? co robiłem? — nie wiedziałem dobrze przez dni kilka z początku...
Potem trudy życia przywołały mnie do przytomności. Postanwoiłem jechać na Zachód, daleki Zachód. Miałem jeszcze około stu dolarów. Dotarłem do Washingtonu, nad Ocean Spokojny, przeszedłszy i przejechawszy Amerykę na wskroś... Ztamtąd losy wyciągnęły mnie aż do Alaski, o której polach złotodajnych pierwsze naówczas rozchodziły się wieści. Przeżyłem tam, zdala od świata cywilizowane-