Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/447

Ta strona została przepisana.
— 443 —

Ha.... co robić! Poprosi panią Eairmount o zaliczenie na pensyę — i jakoś to będzie.
Siadła i rozmyślała przez chwilę.... Wreszcie machinalnie sięgnęła, po jedną z gazet. Zaczęła czytać. Wtem zadrżała jej ręka.
Wzrok jej padł na wizerunek mężczyzny, umieszczony w dej szpalcie pierwszej strony u góry.
Pod tym wizerunkiem widniał podpis: „Współzawodnik Edisona”. Był to artykuł o wynalazkach Homicza, a wizerunek przedstawiał — jego. Artykuł, napisany w tonie extra-pochwalnym, przedstawiał Homicza, jako nową gwiazdę, świtającą na horyzoncie Ameryki. Wspominał on o wynalazkach, już poczynionych przez Szczepana — i o tych, nad którymi pracuje; wymieniał bajeczne sumy już otrzymane przezeń za owe wynalazki; podawał wreszcie krótki życiorys wynalazcy, ma się rozumieć, upstrzony różnemi reporterskiemi fantazyami. Był to artykulik w gruncie rzeczy bardzo przesadny, widocznie puszczony w kurs, w celach byznesowej reklamy, przez ową firmę nowojorską, która nabyła ostatni patent Homicza.
W tem wszystkiem, co artykulik opowiadał, było wiele amerykańskiego humbugu; ale nie mniej ten humbug robił Homicza odrazu wielkim człowiekiem.
Jadwiga pochłaniała wzrokiem ten artykuł.