Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/453

Ta strona została przepisana.
— 449 —

Murzyn i pies mieszkali tam stale, starzec i dziewczę przebywali tam od czasu do czasu.
Wysepkę od zarośli wybrzeża oddzielał niezbyt szeroki, cały sitowiem zarośnięty kanał. Otóż przez ten kanał przemykała się niekiedy, najczęściej o zmroku wieczornym, lekka łódź, wioząc jedną lub więcej osób. Znajdowała ona przystali pośród korzeni wielkich drzew, zwieszających masę swej roślinności ku ziemi. Od owej przystani, ścieżką ledwie widomą, poprzecinaną wyrwami i odłamami skał, istnym Labiryntem, w kilkanaście minut dochodziło się do niewielkiej polanki, będącej właśnie siedliskiem ludzkich istot.

V.[1]

Pośród polanki stał dom z kloców, raczej blokhauz; był on widocznie zbudowany dość dawno, a nawet widniały na nim ślady uzupełnień i przebudowali; w głębi stały jeszcze jakieś mniejsze budyneczki, a obok — ogródek dość starannie utrzymany.
Zachodziło słońce....
Na klocu drzewa u wejścia do chałupki siedział Murzyn stary, brzydki, nieco garbaty, istny Quasimodo. Drzemał on na pół.... Dokoła niego uwijał się wielki, czarny pies, zlekka od czasu do czasu poszczekując.
W tej chwili skrzypnęły drzwi blokhauzu.
Ukazała się w nich urocza postać. Było to młode dziewczę lat może 17tu, blondynka o

  1. Przypis własny Wikiźródeł W części IV. są dwa rozdziały o numerze V.