Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/456

Ta strona została przepisana.
— 452 —

zwykłem otoczeniu.... To on, uciekając przed jakiemiś niebezpieczeństwami czy też postrachami z New Orleans i pragnąc ukryć się choćby na krańcach świata, odnalazł przed 19tu laty, właśnie po wytrzebieniu zbójców z bandy owego „Jima” Boltona przez ludzi szeryfa — ową wysepkę — i tu się osiedlił. Przez pierwsze miesiące nie oddalał się ztąd wcale; żył, jak pustelnik, w ruinie z kloców, którą tu po sobie pozostawili rabusie z bandy krwawego „Jima”.... Później zaczął się wychylać na świat. Przemieszkiwał od czasu do czasu to w St. Joseph, Mo., to w Kansas City, to w innych miastach.... Z jednej z takich wycieczek sprowadził sobie głuchoniemego Murzyna. Ten stał się odtąd stałym mieszkańcem tej sadyby, kucharzem, budowniczym, gospodarzem, dostawcą żywności — wszystkiem. Później znalazł się i pies, jakiś zapewne przodek Zbója, który przed chwilą tak zapamiętale łasił się do młodego dziewczęcia. Wreszcie pewnego razu z dłuższej, bo coś z półrocznej wycieczki Morski przywiózł ze sobą niemowlę, dziewczynkę.
Głuchoniemy Murzyn oczy szeroko, jak wrota, otworzył na ten widok.
Nic nie pomogło. Do dotychczasowych swoich obowiązków musiał dołączyć jeszcze jeden: niańki.... Mamką stała się koza, którą zkądś sprokurował głuchoniemy. I dzieciątko wychowało się jakoś cudem Bożym w tej pu-