Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/461

Ta strona została przepisana.
— 457 —

mu jakąć melodyę smutną i rzewną, a chwilami buntującą się dziko; zdawałoby się, iż wylewa z serca resztę goryczy, którą ją napoiło przed chwilą postępowanie ojca.
Morski słuchał przez chwilę w milczeniu, aż wreszcie żachnął się na nowo.
— Dość.... dość tego! — zawołał — Zwaryować od tej muzyki można.... Czy dyabeł w twoich tam skrzypcach siedzi, że tak jęczy?..
Urwała nagle i skrzypce upadły jej na dywan, pokrywający podłogę.
Znów przez chwilę trwało niezręczne milczenie; Morski znów je przerwał:
— Przeczytaj mi co lepiej... — rzekł.
— Po angielsku?
— Nie.... po polsku. Tam na stole leży numer „Czerwonej Jutrzni”. Podłe pismo... anarchistyczne, ale czasami bywa zabawne.
Gazety polsko-amerykańskie, których Morski pliki całe odbierał na poczcie w St. Joseph, Mo., były drugim, po dawniejszych wizytach nowojorskich, łącznikiem jego z Polonią amerykańską. Przez nie wiedział, co się śród Polaków działo — i szczerze nieraz śmiał się z ich, jak ją nazywał, „głupoty”.
„Sarenka” wzięła gazetę i zaczęła czytać.
Czytała płynnie, choć z akcentem cudzoziemskim, zwykłym bardzo u Polaków, urodzonych w Ameryce i wychowanych między obcymi. Akcent ten zachowała, pomimo gorli-