Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/464

Ta strona została przepisana.
— 460 —

wyjazdu. Od tego zależy wszystko: życie moje — i twoja przyszłość.
Biedna „Sarenka” już nie nalegała.... spuściła tylko głowę, jak lilia uwiędła — i przystąpiła do porządkowania swych pakuneczków.
W pół godziny potem, pod sklepieniami drzew, zwieszających się nad wodą, ślizgała się w ciemności łódź cicho; pluskała fala od uderzeń wiosła; a w łodzi odzywał się ledwo dosłyszalny szept:
— Tateczku, tateczku — szeptała żałośliwie „Sarenka“ — obiecałeś mi tym razem powiedzieć wszystko... o mateczce.. o tobie, dla czego mieszkasz w tem odludziu.... dla czego ciągle podróżujesz... co ze mną będzie? Obiecałeś — i nie dotrzymałeś. Uciekasz znów w świat.... daleko.
Morski odpowiedział głosem przyciszonym:
— Ciszej, dziecino....Powiem ci to przyszłym razem, stanowczo, ostatecznie.
— I kiedy to będzie?
— Bo ja wiem....
Przeciągły, cichy pocałunek zakończył tę rozmowę. Oczy Morskiego tym razem na prawdę wezbrały — łzami.

VI.

Wycinek z gazety chicagoskiej „Herald” z dnia 12 września:

„....Wczoraj późnym wieczorem w znanej szulerni „Mike Flattersa“ na State ul. zdarzył się