Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/49

Ta strona została przepisana.
— 45 —

Rozłamałem chleb. Wtem — dłoń moja zadrżała!... — w środku chleba ujrzałem coś białego — to papier Wstrzymałem oddech.... Obwiodłem moje kraty oczyma.... Strażnika niebyło. Na moim lichym stoliku ułożyłem bułkę chleba tak, ażeby zasłaniała mój skarb, rnój papier przed oczyma strażnika, gdyby nadszedł. Ruchem szybkim wyrwałem papier z ośrodka — i zacząłem czytać.
Ryła to kartka, pisana po polsku.
Pisana ręką nieumiejętną i z błędami; pisana widocznie w chwili głębokiego wzruszenia; upstrzona plamami od atramentu; prawie niezrozumiała, Zawierała ledwo słów kilkanaście.... Ale dla mnie ta brudna kartka była jakby objawieniem anielskiem.
Zniszczyłem ją zaraz, w obawie przed strażnikami. Odtworzyć dosłownie chaos bezładnych wyrazów, które się na nią składały, niepodobna.
Krótko mówiąc, piszący wyraził przekonanie, że ja jestem niewinnym — i że stałem się ofiarą czyjejś intrygi. Kazał mi oczekiwać nazajutrz drugiego listu w tej samej drodze i dowodów mej niewinności.... On właśnie o tem najwięcej wiedział. Z kartki widać było zresztą, że autor czegoś się lęka, jest pod jakąś groźbą, pod jakimś przymusem.
Było to wszystko podpisano literą „M“.
Z trudem to wszystko odcyfrowałem.
....Wrażeń, które przechodziłem stopniowo w miarę, jak pojmowałem, o co szło piszącemu, nie jestem w stanie odtworzyć. Było to tak, jak gdyby szereg sprzecznych prądów elektrycznych przenikał me ciało i mózg. Przechodziłem z nadziei do rozpaczy i odwro-