Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/492

Ta strona została przepisana.
— 488 —

życie w zakonie.... Trzeba było widzieć, jaką wtedy burzą wybuchnął baron Albert. On tak zwykle elegancki, tak lekki i correct, aż pienił się.
— Nie wolno.... nie wolno ci o tem myśleć.... nigdy... nigdy! — wołał.
I istotnie Konrad zrozumiał, że jest to niepodobieństwem. Czuł on dobrze zobowiązania, jakie wkładało nań imię i stanowisko.. Nie mniej modlić się i zamykać w swej celi nie przestawał.
I teraz oto — w dwa lub trzy tygodnie po wypadkach, zdarzonych w Ameryce, a opisanych w części poprzedniej — znajdujemy go w tem ustroniu w baszcie berlińskiego pałacu.
Skończył modlitwę, położył znak krzyża na czole — i skierował się ku drzwiom.
W gabinecie, dokąd wszedł, nie było nikogo. Służący dopiero co złożył na wielkiem biurze śródkowem listy, gazety i broszury otrzymane z poczty. Była tego spora kupka, ponieważ Konrad znajdował się w dość ożywionej korespondencyi z niektórymi z uczonych, a nadto ojciec, chcąc go przyzwyczaić do samodzielnego zarządu obszernym majątkiem, powierzył mu wyłączną administracyę niektórych posiadłości.
Konrad siadł przy biurku — i zaczął segregować listy.
Podczas tej czynności uwagę jego zwróciła dość duża koperta, pokryta obcemi stęplami.