Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/500

Ta strona została przepisana.
— 496 —

czku, znaleźli się w dużym i widnym gabinecie o meblach skórą obitych, z wielkiem biurem pośrodku. W drugim kącie pokoju widniała szafa dębowa oszklona, pełna ksiąg.
— Mr. Robbins będzie za chwilę — rzekła kobieta i znikła.
Szczepan obejrzał się uważnie po pokoju.
— I to ma być biuro tego czarodzieja 19go wieku, odkrywcy najbardziej ukrytych myśli i najzawilszych tajemnic! Wyobrażałem to sobie inaczej....
Gryziński uśmiechnął się lekko.
— Pozory najczęściej są omylne....
Wtej chwili drzwi w głębi pokoju skrzypnęły — i ukazał się w nich człowieczek niewielki, o twarzy nic nie mówiącej, wieku średniego. Zwracały uwagę tylko jego włosy, rude, niemal płomieniste — i jakiś sarkastyczny uśmiech, który, zdawało się, przyrósł mu do twarzy.
Dr. Gryziński, który już znał gospodarza, przedstawił Homicza Robbinsowi.
Ten powitał uprzejmie przybyłych; przez chwilę spoglądał uważnie na Szczepana, jak gdyby chcąc sobie dobrze zapamiętać jego rysy; wreszcie zacierając ręce, mruknął pod nosem:
— Acha.... wiem już.... wielka przyszłość.... wynalazki.
Siedli potem wszyscy.