Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/53

Ta strona została przepisana.
— 49 —

ułaskawiony. A wtedy chce, ażeby się z nim ktoś w mojem imieniu skomunikował. Dowody mojej niewinności ma w ręku.... Połowę pierścionka załącza, jako dowód dla osoby trzeciej, że ta w samej rzeczy przyjdzie odemnie, Ten pierścionek trzeba okazać Julii Cybik jego ciotce, zamieszkałej w Cleveland. w Stanie Ohio (śród gromadki tam osiadłych Polaków ze Ślązka znają ją wszyscy), a ona już do niego samego doprowadzi.
Na tem urywała się kartka, bezładna, ledwo zrozumiała, zakończona wielkim kleksem, pod którym, o ile mi się zdaje, ukrywa się wyraz „Miller“ — nazwisko autora listu.
....Długo my siałem nad tym listem. Skupiłem całą siłę mej myśli — i rozumiem go teraz dobrze.
To nawet dość proste.
....Ten człowiek, ten Miller — co do którego mój sąd, gdym go nazywał poczciwcem, musiał być mylnym — jest widocznie wtajemniczonym w sprawę rabunku i morderstwa. Był może współwinnym; może nawet głównym winowajcą; może tylko ukrywał zbrodnię za pieniądze.... ze strachu.... bo ja wiem. W ostatniej chwili ruszyło go sumienie. Chciał wyjawić zbrodnię. Ale stanęło mu coś na przeszkodzie: strach przed kimś... obawa kary może. Uciekł. W ostatniej chwili przecież sumienie znów mówi. Stawia tedy moją głowę na loteryę ułaskawienia. Mówi sobie: „Niech próbuje prosić o łaskę.... Może wygra! A jeśli wygra, ja mu dopomogę.“
Widzę jasno jego walkę z sobą samym — jego wahanie się — jego umysł bez woli i duszę mizerną, dostępną różnym z różnych stron podszeptom.