Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/582

Ta strona została przepisana.
— 578 —

Czytał pismo Kaliskiego powoli, niby niedbale, właściwie jednak starając się zyskać na czasie i ocenić, o ile właściwie mogły i musiały słowa listu przekonać Konrada o jego winie. A podczas całego tego czytania nie drgnął ani jeden mu skuł jego twarzy pod palącym wzrokiem syna.
Przeciwnie usta jego zaczęły się przystrajać w uśmiech drwiący.
Skończył — i rzucił list na stół.
— Co za waryat, co za obłąkaniec mógł napisać to błazeństwo? — rzekł wreszcie, cedząc wyrazy przez zęby — Nie wiem, kto to i czego chce....
A Konrad spojrzał nań zdziwiony i oburzony. Wszystkiego się spodziewał, tylko nie tego.
Chciał zacząć mówić, ale ojciec nakazał mu milczenie gestem.
— Pochodzi to.... — rzekł znów stary baron i spojrzał na kopertę listu, jak gdyby dla upewnienia się — aż z Chicago, z Ameryki. Trochę daleko! Gdyby było trochę bliżej, posłałbym moich psiarków, ażeby harapnikami po skórze nauczyli tego pana szaleńca, iż w takich obłąkanych pisaninach nie używa się imion ludzi tego rodzaju, co ja.
Wyprostował się dumnie — i spojrzał na syna surowo.
Konrad nie wiedział, co odpowiedzieć. Ze zdumienia cały był jakby skamieniały.