Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/585

Ta strona została przepisana.
— 581 —

Mówił to powoli, cicho nawet; ale w tych jego wyrazach, w głosie samym brzmiała żelazna moc postanowienia.
Krew Feisensteinów grała całą siłą, w piersi Konrada.
Stary baron czuł się w obec niego bezsilnym.... Chwilami przychodziło mu na myśl, ażeby rzucić się na syna, porwać go za gardło i udusić; ale to wnet przechodziło..., Czuł się za słabym, rozbitym fizycznie i moralnie. Chwilami plamy krwawe przesłaniały mu wzrok.
A Konrad mówił wciąż dalej:
— Tak jest.... Zbrodnia, jeśli została spełnioną, musi zostać ukaraną; krzywda musi być naprawioną.... Bóg sam, który jest sędzią najwyższym, postawił na mej drodze Jadwigę; On to pismo z poza Oceanów włożył w moje ręce. On mnie każę być mścicielem....
Na ustach barona mimowoli ukazał się w tej chwili blady uśmiech cynizmu.
Konrad podniósł teraz głos.
— Nie wierzysz, ojcze, w Boga.... — mówił — Nie wierzysz w karę Bożą! A jednak ona jest.... ona się iści ciągle w życiu.... straszna... nieubłagana... do niespodziewanych gromów z nieba podobna. Czy myślisz, ojcze, że nagły zgon trojga twoich dzieci odrazu, zgon, wskutek którego ja, dzisiaj mściciel, tutaj w tym pałacu miejsce zająłem, nie może być właśnie jednem z takich niezbadanych