Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/590

Ta strona została przepisana.
— 586 —

wym „Helvetia”, torującym sobie drogę przez szalejące fale Atlantyku do Ameryki, w dwóch najwspanialszych kabinach znajdujemy dwóch Feisensteinów: jednego na pół bezwładnego i bezmyślnego; drugiego, zadumanego i drżącego na myśl o możebnem niezadługo ujrzeniu tej, w której przed 4ma laty zogniskowała się treść jego życia i od której dziś zależało znów i życie jego i cześć i imię jego rodziny.
Różne targały ich uczucia i myśli. Obydwóch przecież prowadziła za Oceany jedna i ta sama myśl wyższa, jedno i to samo przeznaczenie.

X.

Upłynęło znów sporo czasu, tygodnie i miesiące. Ulewy jesieni przeszły; lody zimowe stopniały.... Na świecie promienieć zaczynała wiosna.
Sprawa Ślaskiego, jasna, jak słońce, Robbinsowi w na pół proroczem jego widzeniu, w faktycznym i prawnym swoim przebiegu, nie posuwała się wcale tak szybko, jakby tego sobie życzył Szczepan Homicz i jego przyjaciele.
Zrobiono w tym czasie, co prawda, wiele... bardzo wiele.... ale bądź co bądź, mniej, aniżeli było potrzeba.
Rezultat tych prac opowiemy w paru słowach.
Powiemy też krótko o pewnych zmianach w losach niektórych z osób, grających wybitne role w tej długiej opowieści.