Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/615

Ta strona została przepisana.
— 611 —

Była to uliczka cicha i spokojna, po obu stronach zasiana ładnemi willami i domkami, otoczonymi zielenią drzew i krzewów.
Niektóre z tych domków stały próżnej w innych mieszkali ludzie porządni i spokojni, o obyczajach bardzo regularnych. Nie było tu żadnych składów i byznesów, przejazd wozu lub powozu był niesłychanem zjawiskiem a i przechodnie zdarzali się rzadko. Uwagę naszą na tej uliczce zwrócić powinny dwa domki, a raczej dwie obok siebie stojące wille.
Podobne są do siebie, jak dwie krople wody.
Przed każdą znajduje się trawnik z fontanną i żelazne sztachetki od ulicy; każda ma wejście po kamiennych wysokich schodach i ganek oparty na kolumnach; każda jest dwupiętrowa z rodzajem baszty na froncie i dziwnie załamanym dachem z tyłu; każda opleciona bluszczem z frontu i od boków; obie wreszcie, jak to wiadomo każdemu w tej ustronnej uliczce, odznaczają się tem, że przynoszą swoim lokatorom — nieszczęście.
Zbudował je przed laty czterema pewien „kontraktor” (przedsiębiorca) murarski i sam w jednej z nich zamieszkał.... Nie upłynęło i sześciu miesięcy, gdy zbankrutował i w łeb sobie palnął. Jednocześnie prawie w sąsiedniej willi ukazał się pierwszy wypadek ospy, który właśnie dał początek pamiętnej w dziejach miasta epidemii. Odtąd zaczęła się serya fatal-