Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/624

Ta strona została przepisana.
— 620 —

otworze telefonu głos kobiecy i potem następuje coś, jak gdyby grad stłumionych całusów.
— No, już dobrze.... już dobrze — mruczy głos zachrypnięty — będzie, jak chcesz.
— Dyabła tam z babami! — protestuje głos basowy.
Przez chwilę brzmi w telefonie śmiech osób paru.
— Do rzeczy zresztą.... — zaczyna na nowo głos nr. 2gi — Otóż ja, Bolo L. Kaliski, jako wasz wódz i dyrektor, rozporządzam, co następuje: Mamy teraz 15 minut po ósmej. Stefka, stosownie do swego życzenia, niech się zaraz przerobi na chłopaka.... będzie to chłopiec ładny i apetyczny — zaśmiał się głośno — Ma być gotowa na dziesiątą, o tej godzinie wyruszy z poselstwem do Morskiego.
All right.... już idę — odezwał się głos kobiecy.
Głos zachrypły ciągnął dalej:
— Tymczasem ty Szymek, możesz sobie isć na złamanie karku. Masz tu pięć dwudziestodolarówek. Trzy dla ciebie. Dwie złote monety wystarczą ci na kupno tego, co potrzeba.... Wiesz.
— Wiem. Jeszcze jeden rewolwer..... trzy pary kajdanków podwójnych, na ręce i na nogi.... dwie kiszki z piaskiem.... cztery pałki, nabijane ołowiem....
Yes, yes.... to wszystko. A drzazg