Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/632

Ta strona została przepisana.
— 628 —

— No.... no — szepnął sam do siebie — To byłoby ciekawem, gdybym za jednym zamachem i Połubajtysowi dopomógł do odzyskania straty lub przynajmniej do ukarania złodzieja... Opis tego człowieka, o ile pamiętam z opowiadania Połubajtysa, bardzo odnosić się może do Lainga.
I przyglądał się znowu fotografiom. Wreszcie zrobił energiczny ruch ręką.
— Ha.... kupić nie kupić.... potargować można.
Dwie z płytek fotograficznych, na których najwyraźniej przedstawiała się figura długiego i chudego, jak kościotrup, Amerykanina, odczyścił skrupulatnie, obwiązał w papier metalowy — i zrobił z nich paczkę....
Siadł i napisał krótki list.
Potem zadzwonił.... Za chwilę stanął przed nim bezwąsy groom, mówiąc nawiasem jeden z najzdolniejszych detektywów agencyi chicagoskiej, oddany do rozporządzenia Gryzińskiego.
Hello, boss — rzekł detektyw.
Hello, Pete....
— Jest co do roboty?
— Jest.
Detektyw zatarł ręce, a Gryziński ciągnął dalej:
— Dziś przed południem wszyscy musicie się tu zebrać do raportu... Ilu was jest?