Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/663

Ta strona została przepisana.
— 659 —

— To ona zastrzeliła tego wściekłego dyabła — rzekł Kaliski, wskazując na Stefkę — Zagryzłby nenie chyba.
— Zuch baba! — mruknął Szymek.
A Stefka śmiała się, zadowolona z pochwały, pokazując zdrowe, białe zęby z pod czerwonych warg.
Kaliski dźwignął się teraz z ziemi i podczas, gdy Stefka zaczęła mu obmywać krew z twarzy i przewiązywać ranę chustką, on któtkim i urywanym tonem wydawał rozkazy. W jego słowach brzmiała siła woli; nie zwracał teraz uwagi na dotkliwy ból fizyczny.
Rozkazy w jednej chwili wykonano.
Murzynowi, który był tylko mocno ogłuszony, włożono kajdanki na ręce i nogi, ażeby się nie mógł ruszać — i pozostawiono go na miejscu. Płomienie, które ogarniały już sąsiednie krzaki, zagaszono. Wreszcie Morski został przeniesony przez Szymka i Lainga ku owej kupie kamieni, która widniała na polance.
Tam go złożono na ziemi.
Kaliski z piekielnym uśmiechem pochylił się teraz nad sperloną potem twarzą Morskiego, który podczas przenoszenia przyszedł już do przytomności. Oświetlił ją pochodnią i przypatrywał się przez chwilę.
— A... pan Morski — szepnął głosem syczącym — Znaliśmy się w New Yorku... Raz mnie w kawiarni nazwałeś szpiegiem; potem w