Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/88

Ta strona została przepisana.
— 84 —

nią na kolana i modlił się do niej, jak do niedoścignionego nigdy ideału.
— I czemu-m ja taki w obec niej mizerny? taki głupi i ograniczony? — pytał — Czemu?
Słońce tymczasem wschodziło jaskrawo..... Ciemno-sine mgły błękitniały. Pochodnia Bogini wolności gasła. Zasłona mroku spadała, gdy okręt pruł ciągle z szumem wodne przestrzenie; niejasne sylwetki domów i wieź metropolii nowego świata przybierały więcej określoną formę. Wyrastały one ciemno błękitne, aż czarne z pośród szarobłękitnych i szarozielonych, z cicha szemrzących mórz.
Ten widok dodał siły młodemu chłopcu.
Ukląkł na stosie lin — i wyciągając ręce, mówił:
— Panie Boże! Ty, o którym ona nauczyła mnie myśleć, przysięgam ci tutaj, w obliczu nowego świata i nowych jego cudów, przysięgam, że nowym tam się stanę człowiekiem.... Na nowo myśleć się nauczę i czuć i rozumieć.... pracować będę nad sobą i dla ludzkości z żelazną energią i wolą kamienną.... podniosę się nietylko tak wysoko, ażeby jej sprostać, ale nawet, jak ona mówi, aby być jednym z orłów, bujających wysoko ponad ludzkością i tej ludzkości dostarczających soków bytu.... Ale wtedy.... wtedy.... pamiętaj, Boże, że ona musi być moją.... ją jedną chcę mieć za nagrodę wszystkich walk, prac, cierpień i poświęceń.