Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/89

Ta strona została przepisana.
— 85 —

Zakrył twarz i czuł na palcach łzy gorące.
To jego wezwanie było bluźniercze, było naiwne; ale miało w sobie siłę ogromną. Potęga woli, gorąco uczucia biły z niej, jak promienie od słońca.

IV.

Upłynęło znów kilkanaście godzin.
Wieczór tego samego dnia. Mrok okrył ziemię amerykańską. Przez równiny i wzgórza, przez doliny i lasy mknie, drżąc i hucząc, pociąg, wiozący Jadwigę ku Cleveland, O.
Już od godziny leciała tak w przestrzeń nieznaną.... W wagonie było podróżnych niewielu. Atmosfera senna. Pół leżąc, Jadwiga opierała głowę na poduszeczce. Oczy miała przymknięte; nie spała jednak, myślała.
Jutro będzie nareszcie w Cleveland, w miejscu, gdzie wypadnie jej odszukać nić wypadków, przerwanych przed laty 17tu.
Należy raz więc skupić myśli i zastanowić się nad sposobem działania. Zamierzała to uczynić już dawniej, na okręcie, ale najpierw choroba, potem wypadek z Duńczykiem i dalsze jego następstwa nie dały jej na to czasu.
Dziś miała dzień męczący, choć dość ciekawy.
Zaraz po przybyciu do Castle Garden i załatwieniu formalności, nastąpiło rozstanie się z Manią i jej kuzynem. Tamci pojechali do