Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

Niektóre sztrychy zdawały się wskazywać, że to pismo kobiety.
Pan Onufry półgłosem sylabizował słowa rzucone na papier. Brzmiały one:
...... „Ratunku!.. on, szatan, tuż... tuż... za mną... Przekleństwo!.. Szubienica taka czarna... a krew czerwona!.. Przekleństwo... Nie ma Boga, jest tylko piekło i szatan... 400000... w książce do nabożeństwa... Są jeszcze dobrzy ludzie... Uciekać, uciekać... Dla nich...“
Co to znaczy?
Takie pytania zadawał sobie poraz już nie wiadomo który p. Onufry.
Była to zagadka, po za którą czuł możebność zniszczenia swoich ambitnych planów i pragnień.
Ale nad rozwiązaniem tej zagadki męczył się na próżno od lat czterech czy pięciu.
Było to nie wszystko co zawierał papier.
Niżej z boku znajdowało się jeszcze kilka zagadkowych sztrychów ołówkiem. Ołówek wytarł się; obecnie widać było zaledwo jego ślady.
Panu Onufremu zdawało się, iż potrafił odcyfrować w tych sztrychach co następuje:
.... „Stef.... Jadz.... 64.... P...“
Jeszcze raz, jakie tego znaczenie? Wypadek rzucił w ręce pana Onufrego, ten świstek, który dla każdego innego byłby niczem, strzępkiem bez znaczenia.
Pan Onufry — znamy go już teraz bliżej — na takie drobiazgi, wreszcie na wszystko, co zdawało mu się mieć pozór tajemnicy, zwracał pilną uwagę. Jego