Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

bawili wybornie... będziemy wydawali dużo pieniędzy... że mnie wydasz za mąż...
Roześmiała się srebrzyście i trochę zarumienioną twarzyczkę ukryła na piersi ojca.
— Kiedyż to nastąpi, kiedy?... Zwodzisz mnie, papo...
Twarz pana Onufrego znów przybrała poważny, nieco zakłopotany wyraz. W jego oczach przeświecały blaski czułości.
— Moje dziecko — zaczął powoli — wiesz dobrze, że twoja wola jest dla mnie rozkazem. Zresztą, sam ci powiedziałem i powtarzam, że opuścisz niedługo pensją i będziemy żyli trochę inaczej... Ale na to trzeba poczekać. Są interesa, kłopoty, trudności, które trzeba przezwyciężyć. Ja sam najbardziej do tego wzdycham. To wreszcie nastąpi i bardzo niedługo... Za kilka miesięcy. Wyjedziemy zagranicę, potem na wieś będziemy żyli razem... potem znajdę ci męża... Ale tymczasem trzeba czekać...
Hela zrobiła nadąsaną minkę.
— I nie można przyspieszyć tego?
— Niepodobna, moje dziecko.
Ucałował ją w czoło. Hela westchnęła zabawnie:
— Ha! co robić? — zawołała. — Trzeba porzucić zamiar buntu... W ten sposób mamy o jeden grzech na sumieniu mniej. Ale za to są inne — dodała z udaną powagą.
— Jakie? — pytał ojciec.
— O... poczekaj... papo. Powiem ci, — ciągnęła ze śmiechem w głosie — ale pod dwoma warunkami...