chę zakochany w Jadzi. Ja prześladowałam go i mówiłam, że widocznie widzi wszędzie jej rysy. Ale...
— Ale?
— Ale w sądzie, przekonaliśmy się, że to ja się myliłam... Coś nieprawdopodobnego... niemożebnego!
Pan Onufry, który od paru chwili przechadzał się po pokoju, stanął na miejscu.
— I cóż?
— Powiadam ci, papo, nie podobna temu uwierzyć, dopóki się nie zobaczy. Podobieństwo niesłychane, dosłowne! Kropla w kroplę... Ten sam podbródek, oczy, nos, kolor włosów, usta... Doprawdy, przetarłam sobie oczy, kiedy spojrzałam na niego... Zupełnie, brat i siostra... Dwoje bliźniąt!...
— Bliźniąt!
Panu Onufremu mimowoli wyrwał się ten okrzyk z piersi. — W jego oczach strzeliła odrazu jakaś myśl. Zbliżył się do Heli i, biorąc ją za rękę, zapytał krótko:
— Jak się nazywa twoja przyjaciółka?
Hela spoglądała nieco zdziwiona na ojca, który nie przyzwyczaił jej do podobnej szorstkości.
— Lipińska. — Jadzia Lipińska.
— Ach!
Zamyślił się; po chwili podniósł znów głowę.
— I powiadasz, że jest sierotą?...
— Tak.
— Odkąd?
— Od dwóch lat...
— Czy na pensji pozostaje już dawno?
— Pięć lat...
Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.