— Dotąd wierzyłem w niewinność tego biedaka, przeczuwałem ją... Teraz jestem o niej głęboko przeświadczony. Zrobię wszystko, co możebne, ażeby to przekonanie przelać sądowi i światu... Ja z kolei przyrzekam to wobec sumienia i Boga.
Władka zakryła twarz dłońmi, i pochylona na poręcz fotelu, załkała... Gorące łzy długo, powoli spływały po jej rękach.
Władka tego wieczoru pozostała jeszcze długie dwie godziny w kancelarji adwokata.
Rozmawiali.
„Julek“, już zupełnie spokojny, zadawał pytania; Władka odpowiadała jak na spowiedzi. Na twarzy adwokata widać było pracę myśli; starał się przeniknąć ciemności, które otaczały jego klienta. Pytał, robił uwagi, notował.
Jednocześnie wracało mu pomimowoli na usta zapytanie:
— Zkąd dziewczyna tej sfery wzięła tę siłę uczuć, pewną inteligencję, nawet wykwintność słowa?
To pytanie przeczuła Władka. Skierowała zaczerwienione jeszcze od płaczu oczy na adwokata i rzekła: